Tag Archives: arbitraż

Transakcja w Chinach, a gdzie arbitraż? Singapur v. Hong Kong

Chiński projekt, zamykamy negocjacje, do ustalenia został wybór sądu arbitrażowego. Żeby nie komplikować, dygresję o tym dlaczego polski przedsiębiorca marzy o polskim sądzie, a jego chiński partner forsuje wybór sądu w swoim rodzinnym miasteczku (w przysłowiowym zachodnim Syczuanie) – i dlaczego są to pomysły kłopotliwe i niemądre, zostawmy na inną okazję.

Dzisiaj odpowiedź na sakramentalne pytanie: “to jaki arbitraż wybieramy mecenasie?” Chciałoby się z wdziękiem odpowiedzieć – “bierzmy Nowy Tomyśl, albo Kraków prezesie” (odpowiednio – Sąd Arbitrażowy przy Nowotomyskiej Izbie Gospodarczej, Sąd Polubowny przy Izbie Przemysłowo-Handlowej w Krakowie). Tyle fantazja, bo przecież nie wypada żartować z klientów, a z ich partnerów biznesowych to już zupełnie nie wypada.

Jeszcze dziesięć lat temu chińscy menedżerowie zgadzali się dość łatwo na arbitraż w Europie – np. cieszący się dobrą reputacją, sprawny i przystępny (koszty) sąd arbitrażowy w Sztokholmie. Szczególnie jeśli prowadzili jakieś międzynarodowe interesy. Wcześniej (do połowy lat dziewięćdziesiątych) królował chiński CIETAC (China International and Economic Trade Arbitration Commission – funkcjonująca od 1956), który był w praktyce obowiązkowym forum dla większości sporów dotyczących zagranicznych inwestycji w Chinach.

W ostatnich latach (3 – 4) coraz trudniej przekonać chińskiego partnera do arbitrażu (bądź sądu) w Europie. Zostajemy w praktyce z wyborem między arbitrażem w Chinach (CIETAC/BAC), Hongkongu (HKIAC) i Singapurze (SIAC) – jako wypadkową miejsc, na które jest skłonny zgodzić się nasz chiński partner i reputacji sądów arbitrażowych, którym można powierzyć przyszłość swojej firmy (na którą spór w przypadku większej transakcji, może mieć istotny wpływ). Propozycją, która automatycznie padnie ze strony Chińczyków jest arbitraż przed China International and Economic Trade Arbitration Commission (CIETAC) albi Beijing Arbitration Commission (BAC). Oba sądy są coraz popularniejsze – jakość arbitrażu w Chinach znacząco się poprawia i chińskie przedsiębiorstwa coraz agresywniej negocjują klauzule rozstrzygania sporów, domagając się wyboru chińskiego sądu arbitrażowego.

Po wstępnej eliminacji (polski/chiński sąd – arbitraż w Nowym Tomyślu/arbitraż ad hoc w Panzhihua, KIG/CIETAC) zostajemy z krótką listą sądów arbitrażowych w Azji/”Greater China”: HKIAC (the Hong Kong International Arbitration Centre) i SIAC (the Singapore International Arbitration Centre). Który z nich wybrać – Singapur czy Hongkong? Podstawowe kryterium wyboru (“nie zgadzaj się na arbitraż w miejscu, do którego bałbyś się pojechać na wakacje“) nie jest szczególnie pomocne, bo oba miasta są całkiem OK. Singapur nieco droższy i brzydszy niż Hong Kong, przy tym senny jak na metropolię, do której aspiruje. Turystycznie pewnie Hong Kong jest ciekawszy, choć z Singapuru łatwiej się wydostać na weekend nad rajską plażą. Trzeba zatem przyjrzeć się bliżej obu instytucjom arbitrażowym.

SIAC ma procedurę przypominającą sądy arbitrażowe w zachodniej Europie (jak ICC, LCIA i SCC), podczas gdy procedura przed HKIAC jest oparta na zasadach UNCITRAL (bliskich arbitrażowi ad hoc, zatem można się spodziewać minimalnego zaangażowania administracyjnego). Regulamin SIAC wydaje się mieć korzenie w kontynentalnym systemie prawnym (co jest zaskakujące, bo Singaupur to jurysdykcja common law). W praktyce wspomniane różnice nie będą istotne, choć być może polski prawnik (z doświadczeniem w krajowej litygacji) będzie się czuł bardziej komfortowo przed SIAC (więcej reguł proceduralnych), a prawnik z doświadczeniem bardziej transakcyjnym – przez HKIAC. Każdy międzynarodowy arbitraż łączy cechy procedury typowej dla common law i tradycji kontynentalnej, ale znacznie większy wpływ na styl postępowania ma skład orzekający w konkretnej sprawie (czyli wykształcenie i doświadczenie arbitrów).

W przypadku gdy umowa o arbitraż (klauzula arbitrażowa w umowie) nie określa liczebności składu orzekającego, zgodnie z regulaminem HKIAC domyślny jest skład trzyosobowy, a w SIAC – jednoosobowy, chyba że sekretarz SIAC wyznaczy trzyosobowy skład z uwagi na zawiłość sprawy, jej wartość lub inne szczególne względy. Wyznaczenie arbitrów przez sąd ma miejsce w obu instytucjach, gdy skład orzekający jest jednoosobowy, chyba że strony przewidziały w umowie inny sposób i faktycznie wyznaczyły arbitra samodzielnie, a także w przypadku trzyosobowego składu – gdy w określonym terminie strony nie wyznaczyły swoich arbitrów.

Jeśli chodzi o różnice w wyznaczaniu arbitrów, to w SIAC przewodniczącego składu arbitrów wyznacza sekretarz SIAC (w każdym przypadku), a w HKIAC wyznaczają go wspólnie dwaj arbitrzy nominowani przez strony, a jeśli nie są w stanie tego zrobić (porozumieć się co do osoby trzeciego arbitra) w ciągy 30 dni – wyznacza go sekretarz sądu. W regulaminie SIAC nie ma żadnej sformalizowanej procedury ograniczającej swobodne uznanie sądu, co do wyznaczenia arbitra/arbitrów (gdy strony nie porozumiały się w tej sprawie), podczas gdy w HKIAC sąd zobowiązany jest zaproponować stronom co najmniej trzech kandydatów, spośród których każda ze stron może wykluczyć jednego kandydata oraz wskazać preferowanego kandydata (kandydatów). Dopiero jeśli w ramach takiej procedury nie uda się wyznaczyć arbitra (arbitrów) HKIAC może wyznaczyć ich według swojego uznania.

Prawo weta – zgodnie z regulaminem SIAC, w przypadku gdy strony wyznaczyły arbitra (arbitrów), zgodnie z zasadami, które same wprowadziły w umowie o arbitraż (modyfikując tym samym regulamin SIAC) – wybór taki będzie skuteczny dopiero z chwilą zatwierdzenia przez SIAC. Regulamin HKIAC nie przewiduje takiej kompetencji sądu arbitrażowego. Oczywiście w obu przypadkach strony mogą kwestionować wyznaczenie arbitra, gdy pojawiają się wątpliwości co do bezstronności i niezależności.

Regulaminy obu sądów pozostawiają arbitrom znaczący margines swobody co do przebiegu pisemnego etapu postępowania, można jednak wskazać pewne różnice między nimi.  Regulamin SIAC wymaga aby pozwany złożył odpowiedź na pozew zawierającą m.in. uznanie albo odmowę uznania żądań strony powodowej oraz wskazanie żądań wzajemnych (wraz z krótkim uzasadnieniem tych ostatnich) w ciagu 14 dni od otrzymania noty o wszczęciu postępowania arbitrażowego (notice of arbitration); stanowi to wyraźne odzwierciedlenie kontynantalnej procedury cywilnej (identycznie jak w regulaminach ICC, LCIA oraz SCC). Ponadto, zgodnie z regulaminem SIAC powód zobowiązany jest doręczyć tzw. statement of case (popularniejszą nazwą jest statement of claim), czyli obszerne uzasadnienie roszczenia w ciągu 30 dni od ukonstyuowania się składu orzekającego (jakkolwiek powód może także dołączyć statement of case do zawiadomienia o wszczęciu arbitrażu / notice of arbitration).  Pozwany zobowiązany jest doręczyć odpowiedź na uzasadnienie roszczenia (statement of defence) w ciągu 30 dni od późniejszego z terminów – ukonstytuowania się składu orzekającego lub doręczenia przez powoda uzasadnienia roszczenia.  W HKIAC nie ma wymogu złożenia odpowiedzi (Response) na zawiadomienie o arbitrażu (Notice of Arbitration), a terminy na złożenie uzasadnienia roszczenia i odpowiedzi na nie są każdorazowo określane przez arbitrów (przy uwzględnieniu charakteru i zawiłości sprawy). Ponadto regulamin SIAC wymaga aby arbitrzy przygotowali z pomocą stron w ciągu 45 dni od złożenia przez strony pism (w praktyce ostatniego z pism, czyli odpowiedzi na uzasadnienie roszczenia) pisemne memorandum, które określa istotne dla sporu kwestie, które trybunał będzie musiał rozstrzygnąć. Memorandum takie podlega następnie zatwierdzeniu przez sekretarza SIAC. Wspomniany mechanizm ma za zadanie porządkować postępowanie i skracać jego czas. Regulamin HKIAC nie przewiduje analogicznej instytucji.

Regulamin SIAC wprowadza zobowiązanie do zachowania poufności o szerokim zakresie (w tym co do istnienia i treści wyroku), z wyjątkiem sytuacji w których ujawnienie informacji jest niezbędne do wykonania wyroku. Regulamin HKIAC wskazuje, że ujawnienie wyroku wymaga zgody obu stron, a domniemanie poufności co do przebiegu postępowania wynika z prawa obowiązującego w Hong Kongu (a zatem ma zastosowanie tylko w przypadku gdy miejscem arbitrażu jest Hong Kong). Potencjalnie może to prowadzić do zróżnicowania w zakresie ochrony poufności.

Regulamin SIAC wymaga aby skład orzekający przedstawił projekt wyroku arbitrażowego sekretarzowi SIAC do zatwierdzenia, w ciągu 45 dni od zamknięcia postępowania. Sekretarz może sugerować zmiany co do formy wyroku i jego uzasadnienia, jednak bez wpływania na treść rozstrzygnięcia. Regulamin HKIAC pozostawia wszelkie kwestie związane z wydaniem wroku w rękach arbitrów.

Koszty administaracyjne w obu instytucjach określane są na podstawie wartości przedmiotu sporu. Nieco wyższe są one w przypadku SIAC, co usprawiedliwia większe zaangażowanie instytucjonalne w postępowanie arbitrażowe, przy czym oba sądy są jednymi z tańszych w Azji. Dla porównania – w przypadku przedmiotu sporu o wartości 1 mln USD opłata administracyjna w HKIAC wyniesie 6.400 USD, w SIAC 9.900 USD (a w przypadku CIETAC aż 24.200 USD); różniaca jest jeszcze większa w przypadku, gdy wartość sporu jest wyższa – np. dla 10 mln USD będzie to odpowiednio 12.800 USD (HKIAC), 23.000 (SIAC) i 98.400 (CIETAC).

Wynagrodzenie arbitrów jest traktowane zupełnie różnie w obu sądach. HKIAC nie określa wynagrodzenia arbitrów, pozostawiając ich określenie arbitrom (zwykle przyjmowana jest stawka godzinowa). Regulamin SIAC przewiduje wynagrodzenie arbitrów jako ryczałt, określony z góry, stosownie do wartości przedmiotu sporu.

Posted in any | Tagged , , , | 1 Comment

Arbitrażowe porażki

Miłe początki

Każda z historii zaczyna się mniej więcej tak samo. Od sukcesu: mamy kontrakt, na który firma liczyła od lat. Z wietnamskim  wojskiem na dostawę czołgów, z chińskim kooperantem na produkcję urządzeń na naszej licencji, z nigeryjską spółką wydobywczą na dostawę ropy. Podpisaliśmy list intencyjny. Parametry umowy są świetne. Zarząd wniebowzięty – będzie raport bieżący na giełdę albo audiencja w Ministerstwie Skarbu. Dla nas premia, może awans, a przynajmniej długie wakacje. Wystarczy wynegocjować umowę, no ale z tym nie będzie problemu, bo wszystko mamy uzgodnione w liście intencyjnym. . .

Minęły trzy tygodnie

Negocjujemy umowę, codziennie e-maile i telekonferencje, narady w dziale handlowym, technicznym i prawnym. Z listu intencyjnego wyszło 70 stron umowy, plus drugie tyle załączników. To przez prawników, no ale trudno. Pracujemy na wersji czternastej, z uwagami naszych prawników, do uwag ich prawników do wcześniejszych uwag naszych prawników, do ich projektu umowy. Trudno się w tym połapać.

Mijają dwa miesiące

Umowa podpisana wczoraj w nocy. Ostatnie dni negocjacji bardzo ciężkie, nasza delegacja u kontrahenta. Najtrudniejsze były kwestie handlowe, staraliśmy się wszyscy nie marnować czasu na mniej istotne kwestie. Na szczęście wszystko się udało uzgodnić i projekt zakończony sukcesem.

Rok później

Scenariusz 1: Wietnamczycy nie chcą płacić i jeszcze żądają astronomicznego odszkodowania. Faktycznie, jeden z naszych czołgów się zepsuł podczas defilady na święto niepodległości. Ale to przecież psuje się elektronika, którą kupili od Szwedów, przez nas tylko była montowana. Trzeba będzie ich pozwać, całe szczęście, że arbitraż mamy w Europie.

Scenariusz 2: Jakość i terminy bez zarzuty, ale gdy chcieliśmy zwiększyć ilości powiedzieli, że nie mają mocy przerobowych w fabryce. Okazuje się, że korzystając z naszej dokumentacji produkują drugie tyle i sprzedają importerom w Czechach i na Ukrainie, co by się zgadzało bo nam tam spadła sprzedaż. Rozmowy nic nie dały, ale mamy wszystko udokumentowane, więc ich pozywamy. Mamy w umowie prawo polskie i arbitraż w Warszawie, więc nie będzie problemów.

Scenariusz 3: Spóźniają się z dostawami, ropa zanieczyszczona siarką ponad dopuszczalne normy, dawno byśmy rozwiązali umowę, ale w międzyczasie ceny wzrosły 30%, więc mocno byśmy stracili. Powinni nam zapłacić za przestoje i dodatkowe koszty w związku z zasiarczeniem, ale odmawiają. Na szczęście możemy ich pozwać przed sądem w Gdyni.

Dwa lata później

Scenariusz 1: Najpierw przekonywaliśmy sąd arbitrażowy przy Izbie Przemysłowo – Handlowej w Genewie, że „międzynarodowy sąd w Genewie” z naszej umowy to ich sąd, no bo przecież nie ma innego w Genewie. Sąd się zgodził z nami, chociaż Wietnamczycy twierdzili, że klauzula nieważna i możemy ich pozywać w Wietnamie. Zatrudniliśmy świetnych prawników w Genewie, więc wszystko poszło sprawnie – wyrok korzystny dla nas. Mają  nam zapłacić 30 milionów USD z odsetkami.

Tymczasem Wietnamczycy pozwali nas przed sądem w Genewie o unieważnienie wyroku arbitrażowego. Argumentują, że klauzula była nieważna. Prawnicy  mówią, że mamy spore szanse, ale czekają nas jeszcze 2 -3 lata procesu przed sądami w Szwajcarii, a potem jeszcze raz to samo w Wietnamie, gdy będziemy starali się o wyegzekwowanie wyroku. Doradzają ugodę, ale Wietnamczycy nie chcą zapłacić więcej niż dwa miliony. Pół biedy ze stratami, przeżylibyśmy te 30 milionów, ale jak się giełdowy dowie. . .

Scenariusz 2: Zaczynało się obiecująco – ledwie dwie rozprawy i arbitrzy wydali postanowienie zabezpieczające, czyli zakazali Chińczykom produkcji do czasu finalnego rozstrzygnięcia sporu. Niestety Chińczycy nic sobie z tego nie robią, więc wynajęliśmy prawników w Chinach, żeby to postanowienie wyegzekwować, ale chiński sąd nam odmówił. Prawnicy mówią, że w Chinach można wykonać tylko ostateczny wyrok arbitrażowy, ale to jeszcze trochę czasu zajmie. Nie możemy ich pozwać przed chińskim sądem, bo mamy w umowie ten nieszczęsny arbitraż, więc brniemy dalej. Na razie sprzedaż na Ukrainie i w Rosji spadła nam do zera, Czechy, Węgry i Polskę uratowaliśmy dzięki celnikom, którzy zatrzymują im piracki import.

Scenariusz 3: Wygraliśmy w sądzie, chociaż nie było na początku łatwo z doręczeniami, bo Nigeryjczycy nie chcieli podać adresu w Polsce. Powinni nam obniżyć cenę o 8%, co w sumie daje kilkanaście milionów dolarów. Niestety nic sobie nie robią z naszego wyroku; mają bezczelnych prawników w Londynie, którzy mówią, że się go nie da wyegzekwować, bo Polska z Nigerią nie mają umowy o uznawaniu orzeczeń. I jeszcze słyszymy, że nikt nam już ropy w Nigerii nie sprzeda.

Każdego z powyższych problemów można było uniknąć. . .

W pierwszym przypadku wystarczyło poprawnie wskazać istniejący sąd arbitrażowy. Wietnam jest stroną Konwencji Nowojorskiej i wyegzekwowanie zasądzonego roszczenia pieniężnego byłoby standardowym, wykonalnym zadaniem.

W drugim przypadku należało zrezygnować z klauzuli arbitrażowej i wskazać jako właściwy do rozstrzygania sporów sąd chiński. Przeprowadzenie prostej analizy ryzyka wynikającego z umowy wskazuje, że najbardziej niebezpieczne dla polskiej firmy była utrata kontroli nad know-how i dokumentacją techniczną (dokładnie to co się wydarzyło). Arbitraż nie zapewniał odpowiedniej ochrony, ze względu na chińskie przepisy procedury cywilnej odnoszące się do wykonywania orzeczeń arbitrażowych.

W trzecim – trzeba było wybrać międzynarodowy arbitraż przed uznaną instytucją, a przynajmniej w kraju będącym stroną Konwencji Nowojorskiej (np. w Polsce). Stroną tej Konwencji jest też Nigeria i nie byłoby przeszkód w uznaniu i wykonaniu wyroku arbitrażowego, w tym egzekucji z majątku spółki w Nigerii.

Dlatego tak ważne jest zidentyfikowanie potencjalnych problemów związanych z międzynarodowym sporem handlowym.

Już na etapie negocjowania wstępnych warunków umowy, zanim powstanie projekt listu intencyjnego, powinieneś przeanalizować ryzyka wynikające z niedotrzymaniem jej postanowień. Zarówno przez partnera, jak i przez siebie – i na podstawie takiej analizy wybrać optymalny dla siebie sposób rozwiązywania sporów.

Łatwo, szybki i pewnie? A może wręcz przeciwnie – wygodniejszy dla Ciebie będzie długi, drogi i usłany trudnościami proces? Musisz zastanowić się nad różnymi wariantami rozwoju sytuacji.

Posted in arbitraż, spory | Tagged | Comments Off on Arbitrażowe porażki

Midnight Clause

Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego niż wpisać do negocjowanej umowy klauzulę arbitrażową. Nic bardziej mylnego.

Praktyka wskazuje, że wynegocjowanie i zredagowanie poprawnego postanowienia dotyczącego rozstrzygania sporów to ciągle przysparzają kłopotów. Klauzula arbitrażowa to typowa tzw.”midnight clause”. Nawet jeśli negocjacje nie są zamykane w środku nocy, to zwykle do kwestii rozstrzygania przyszłych sporów przechodzi się na koniec, gdy inne (w domyśle – ważniejsze) kwestie są już dawno zamknięte. Każdy zna ten stan umysłu, między nudą, zmęczeniem, a obawą, że wielodniowa/wielotygodniowa praca pójdzie na marne. Niechęć do przedłużania negocjacji, sukces (podpisanie umowy) w zasięgu ręki, perspektywa owocnej współpracy – to wszystko sprzyja pokusie żeby o problemach i potencjalnym, przyszłym sporze nie myśleć, a już na pewno nie mówić. Jest przecież “za pięć dwunasta”. Zostało tylko kilka standardowych postanowień, może obowiązkowych, ale przecież drugorzędnych. Wszystko co zasadnicze już ustaliliśmy, czas na spotkanie się kończy (trzeba się zbierać na lotnisko). Nie ulegać presji “teraz albo nigdy”, to w ogóle dobra strategia, a przy końcówce negocjacji szczególnie.

Prawnicy, którzy wspierają przedsiębiorcę/menedżera na etapie negocjowania umowy (czy to M&A, pożyczki na projekt infrastrukturalny, umowy o roboty budowlane czy dostawę LPG) to tzw. prawnicy transakcyjni, którzy na codzień mają do czynienia z przygotowaniem umów, a nie z prowadzeniem sporów (i zwykle nie mają doświadczenia w arbitrażu, czy szerzej – w sporach). Spóru pewnie nie będzie, a nawet jak się pojawi, to kto by się martwił tym co za dwa czy trzy lata. Ważny jest jutrzejszy raport bieżący na giełdę i sukces w negocjacjach.

Po klauzuli arbitrażowej najłatwiej poznać jakość umowy

Odróżnić dobrze od kiepsko napisanej umowy (dotyczącej międzynarodowej transakcji) można bardzo łatwo, w 30 sekund – nie czytając jej w całości. Wystarczy ją przekartkować i rzucić okiem na postanowienia dotyczące  rozstrzygania sporów. Od razu widać, czy napisał ją prawnik z doświadczeniem w międzynarodowych transakcjach, czy nie. Widuje się postanowienia, przy których przeciera się oczy ze zdumienia (najbardziej kuriozalne z jakimi się zetknąłem, ale nie jedyne dysfunkcyjne, to – “arbitraż w Szwajcarii, prawo angielskie lub rosyjskie” w umowie wartej ok. 30 mln USD i arbitraż przed … Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze; projekty przyszły w majlach z egzotycznych krajów, ale międzynarodowych kancelarii).

Wadliwa klauzula arbitrażowa to często efekt niedbalstwa – ktoś przepisał ją ze starej umowy, nie przeczytał, nie negocjował (przecież jest „standardowa”, stosujemy ją od lat). Niedbalstwo czy głupota, widząc coś takiego uważaj – negocjacje będą bardzo trudne. Zamiast misternych pułapek, będzie mnóstwo przypadkowych błędów – min, miedzy którymi musisz nawigować. Największym przekleństwem jest niekompetentny zespół po drugiej stronie stołu. Ale przynajmniej wiesz czego się spodziewać, po przekartkowaniu umowy. Im lepszy merytorycznie “przeciwnik”, tym mniej czasu zmarnujesz i lepszy (bezpieczniejszy dla Twojej firmy) będzie finalny wynik negocjacji.

Te 30 sekund na ocenę klauzuli arbitrażowej bardzo często jest poświęcane za późno. Strony transakcji są skonfliktowane, o negocjacjach nie ma już mowy, a umowa trafia na biurko prawnika, który ma przygotować pozew.

Dobrze napisana, czyli jaka?

Jednoznaczna. Wyraźnie wskazuje, że strony wybrały arbitraż (na przykład tak – „Wszelkie spory, roszczenia lub rozbieżności wynikające z tytułu bądź w związku z niniejszą Umową lub jej realizacją, naruszeniem, ważnością, interpretacją, stosowaniem bądź rozwiązaniem zostaną ostatecznie rozstrzygnięte w drodze arbitrażu…”; a nigdy nie tak –  „Wszelkie spory powstałe na gruncie niniejszej umowy podlegają rozwiązaniu w drodze mediacji. W przypadku niepowodzenia mediacji, każda ze Stron może skierować spór do rozstrzygnięcia przez sąd powszechny lub arbitraż”).

Szczegółowa i konkretna. Bez niedopowiedzeń w kwestii kosztów postępowania, doręczeń korespondencji, prawa właściwego dla umowy i reguł postępowania przed sądem, języka postępowania, liczby i sposobu wyznaczenia arbitrów.

Niesprzeczna z innymi postanowieniami. Typowy błąd – jedno postanowienie mówi o arbitrażu, inne o właściwości sądu powszechnego. Trzeba się zdecydować. Oczywiście niektórych sporów nie da się poddać arbitrażowi (np. spory  o ważność udzielonego patentu, upadłość, kwestie antymonopolowe). Dopuszczalne jest rozdzielenie przyszłych sporów, albo czynności (np. postanowienie zabezpieczające) – jedne mogą podlegać właściwości sądu powszechnego, inne arbitrażowego. Zalecana jest daleko idąca ostrożność przy częściowych klauzulach arbitrażowych.

Wskazuje konkretną instytucję („Instytut Arbitrażowy przy Izbie Handlowej w Sztokholmie” a nie „międzynarodowy sąd arbitrażowy w Sztokholmie”). W tym drugim przypadku ryzykujesz, że żaden sąd nie przyjmie Twojego pozwu (przecież wybraliście arbitraż), a Instytut Arbitrażowy stwierdzi, że skoro nie został poprawnie wskazany w umowie, to nie może zająć się sporem. A nawet jak się nim zajmie, to strona niezadowolona z rozstrzygnięcia będzie się później żądać unieważnienia wyroku.

Ostateczna. Niektóre systemy prawne dopuszczają apelację od wyroku arbitrażowego do sądu powszechnego (sąd wówczas może badać zasadność wyroku w ramach stanu faktycznego i stosowanego prawa). W zasadzie niweczy to zalety arbitrażu (prostota, szybkość, neutralność), dlatego warto wyraźnie wskazać w klauzuli arbitrażowej, że wyrok jest ostateczny, wiążący dla stron i nie podlega zaskarżeniu do sądu powszechnego.

Posted in any | Tagged , | Comments Off on Midnight Clause

GDDKiA v. Covec

Piękna katastrofa

Z umiarkowanym zażenowaniem śledzę pojedynek między GDDKiA a chińskim konsorcjum firm budowlanych, w związku z projektem budowy odcinka autostrady A2. W połowie ubiegłego tygodnia GDDKiA poinformowała(co skwapliwie podchwyciła polska prasa), że:

“Chińskie konsorcjum z firmą COVEC, które budowało odcinki A i C na autostradzie A2 stara się opóźnić wypłatę należnych stronie polskiej gwarancji, dlatego GDDKiA przygotowała pozew do sądu przeciwko chińskiemu konsorcjum o zapłatę kar umownych w kwocie 140 mln złotych, a także odszkodowanie, m.in. za koszty związane z nieukończeniem autostrady w terminie i różnicy pomiędzy wynagrodzeniem obecnych wykonawców a wynagrodzeniem COVEC w kwocie ok. 600 mln złotych. Chińskie banki gwarantujące kontrakty z COVEC na autostradzie A2 – Bank of China i Export-Import Bank of China – przesłały do Banku Gospodarstwa Krajowego informacje, jakoby Ludowy Sąd Chiński na wniosek COVEC zawiesił wypłatę należnych nam gwarancji.  Jednocześnie część środków została już wypłacona przez Deutsche Bank, który także był gwarantem kontraktów COVEC.”

Jak informuje Gazeta Wyborcza

“Dyrekcja w przygotowanym pozwie do polskiego sądu domaga się od chińskiego konsorcjum zapłaty kar umownych w wysokości 140 mln zł oraz odszkodowania, m.in. za koszty związane z nieukończeniem autostrady w terminie i różnicy między wynagrodzeniem obecnych wykonawców, a wynagrodzeniem Covec – wyjaśniła rzeczniczka. Dodała, że chodzi o ok. 600 mln zł. GDDKiA przygotowała także drugi pozew przeciw Covec tym razem o zwrot płatności dokonanych na rzecz podwykonawców chińskiego konsorcjum, którzy pracowali przy budowie dwóch odcinków A2. Tu mowa o ponad 105 mln zł.”

Do chóru dołączył się także MSZ, który grozi “konsekwencjami” i ofensywą dyplomatyczną przy okazji wizyty Prezydenta w ChRL pod koniec tego roku (za Gazetą Wyborczą):

“Zawrzało za to w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. – Na razie czekamy na informacje z Ministerstwa Infrastruktury co do przyczyn odmowy, a wówczas będziemy opracowywać szczegółową koncepcję działań. Jedno jest pewne – reakcja MSZ w tej sprawie będzie – powiedział nam rzecznik MSZ Marcin Bosacki.

Myślę, że zarząd Covec ze spokojem podchodzi do informacji o przygotowaniach do złożenia pozwu przez GDDKiA i daleki jest od paniki na myśl o  “szczegółowej koncepcji działań“, nad którą będzie pracował MSZ (jak tylko otrzyma z MI informacje o “przyczynach odmowy“).

Moja życzliwa rada – MSZ (czy rząd w ogóle) powinien raczej odciąć się od tej katastrofy wynikającej z niekompetencji GDDKiA i podobnie jak władze chińskie przyjąć oficjalne stanowisko, że nie miesza się spór pomiędzy prywatnymi firmami. . . Bo wizerunkowo może na tym tylko stracić.

Urzędnicy mają plan?

Błyskotliwy plan GDDKiA sprowadzał się zatem do następujących kroków: odstępujemy od umowy i  żądamy od Bank of Chinawypłaty gwarancji. A tu taka niespodzianka –  Covec zwróciło się do chińskiego sądu o z wnioskiem o wydanie postanowienia zabezpieczającego i zablokowanie wypłaty gwarancji. . . Takich niespodzianek będzie coraz więcej.

Covec postąpił racjonalnie (jako polski podatnik nie chcę powiedzieć, że słusznie) – umowa gwarancji bankowej zapewne została poddana chińskiemu prawu i właściwości chińskiego sądu, a nawet jeśli GDDKiA wymusiło na Chińczykach poddanie umów akcesoryjnych prawu polskiemu i właściwości polskich sądów, to na gruncie chińskiego prawa jest to łatwe do podważenia.

Umowa z Covec nie jest dostępna na stronach GDDKiA (albo nie umiałem jej znaleźć); dostępna jest tylko ogólna informacja o udzieleniu zamówienia, na podstawie której  nie sposób jednak stwierdzić jak wygląda klauzula rozstrzygania sporów. Na podstawie doniesień prasowych i informacji udzielanych przez GDDKiA można dojść do wniosku, że z umowy wynika właściwość polskiego sądu (zapewne sądu siedziby GDDKiA).

Możemy się spodziewać, że GDDKiA pozwie teraz Covec (pewnie również Bank of China i Export-Import Bank of China) przed polskim sądem. Po kilkunastu miesiącach (optymistycznie) uzyska satysfakcjonujące orzeczenie (zakładając, że Covec zechce odebrać pozew – a doręczenie powinno być zgodne z chińską procedurą cywilną, bo na koniec dnia to chiński sąd będzie decydował o uznaniu i wykonaniu polskiego wyroku).

Po uprawomocnieniu się polskiego wyroku okaże się oczywiście, że w Polsce nie ma żadnego majątku Covec, który możnaby zająć. Jedyna droga to egzekucja w Chinach – zatem GDDKiA zwróci się do chińskiego sądu o uznanie i wykonanie wyroku. I tu czeka naszych urzędników kolejna niespodzianka – chiński sąd odmówi uznania wyroku.

Uznawanie wyroku polskiego sądu podlega przepisom prawa krajowego ChRL oraz polsko – chińskiej umowy o pomocy prawnej w sprawach cywilnych i karnych (tutaj oryginalny dokument z repozytorium ONZ). Zgodnie z art. 20 (a) tejże umowy (przynajmniej MSZ powinien wiedzieć o jej istnieniu) chiński sąd może odmówić wykonania wyroku polskiego sądu jeśli według chińskiego prawa polskiemu sądowi nie przysługiwała jurysdykcja, a także, zgodnie z jej art. 20 (e)  jeśli w Chinach zostanie wydane orzeczenie w tej samej sprawie, albo postępowanie w tej samej sprawie jest w toku.

Zgodnie z chińskim kodeksem postępowania cywilnego (art. 25 i następne) swoboda stron w zakresie wyboru sądu właściwego do rozstrzygnięcia sporu wynikającego z umowy jest ograniczona do . . . sądów ChRL. Praktyka potwierdza, że w przypadku wyroku zagranicznego sądu powszechnego przeciwko chińskiemu przedsiębiorcy, jego egzekucja w Chinach jest niespotykana. Chiński sąd, do którego GDDKiA zwróci się o uznanie polskiego orzeczenia – odmówi, a GDDKiA będzie musiała pozwać Covec jeszcze raz, w Chinach. To oznacza kolejne 2 – 3 lata w sądzie, mniej przyjaznym dla GDDKiA niż warszawski Sąd Okręgowy (choćby z uwagi na język postępowania).

Pozywanie Covec przed polskim sądem to strata czasu – o czym GDDKiA, Ministerstwo Infrastruktury i MSZ wiedzą, a przynajmniej powinni wiedzieć. Jednak dla doraźnych, politycznych korzyści jest im wygodniej udawać, że chronią publiczny interes pozywając Covec w Polsce.

Ze strony Covec należy się spodziewać dwóch ruchów, obu całkiem skutecznych:

Pozew przeciwko GDDKiA o uznanie odstąpienia od umowy za bezskuteczne przed chińskim sądem powszechnym. Nieistotne jest czy zasądzone zostanie odszkodowanie na rzecz Covec, bo i tak jego wyegzekwowanie byłoby niemożliwe (a przynajmniej bardzo trudne, bo GDDKiA nie prowadzi żadnych operacji w Chinach). Dla potrzeb zablokowania polskich starań o uznanie i wykonanie wyroku polskiego sądu zasądzającego odszkodowanie od Covec wystarczy jednak jeśli w momencie złożenia wniosku GDDKiA do sądu w Chinach, będzie się toczyło postępowanie z powództwa Covec przeciwko GDDKiA. Chiński wyrok stwierdzający bezskuteczność odstąpienia od umowy przez GDDKiA zamyka drogę do uzyskania przez GDDKiA jakiegokolwiek odszkodowania. Tutaj będziemy mieli do czynienia jedynie z ruchem defensywnym ze strony Covec.

Jednocześnie z zablokowaniem dochodzenia odszkodowania Covec podejmie moim zdaniem (jeśli trafnie oceniam, że są lepiej przygotowani do sporu niż GDDKiA) działania ofensywne. Polski rząd powinien spodziewać się pozwu arbitrażowego na podstawie polsko – chińskiej umowy o wzajemnej ochronie inwestycji. Z umowy tej nie wynika co prawda uprawnienie prywatnego podmiotu (Covec) do pozwania państwa przyjmującego (Polski), jak ma to miejsce w większości tego typu umów, ale zgodnie z klauzulą najwyższego uprzywilejowania (zamieszczoną w umowie polsko – chińskiej) zastosowanie znajdują korzystniejsze (dla Covec) postanowienia innych umów o ochronie inwestycji. Na przykład umowy polsko – holenderskiej, sprawdzonej przy okazji Eureko…

Jak Polska miała okazję boleśnie przekonać się przy okazji sporu z Eureko, wybór polskiego sądu jako właściwego do rozstrzygania sporów wynikających z umowy (w tamtym przypadku umowy prywatyzacyjnej, a w tym – umowy o roboty budowlane) nie wyłącza jurysdykcji sądu arbitrażowego powołanego na podstawie umowy o ochronie inwestycji.

Na koniec dnia okaże się, że odstąpienie od umowy z Covec – odtrąbione jako sukces GDDKiA oraz przykład stanowczego i kompetentnego działania urzędników Ministerstwa Infrastruktury – będzie dla Polski bardzo kosztowne.

Czegoś się nauczyliśmy?

Wniosków jest całkiem sporo:

Po pierwsze należało przeanalizować specyficzne dla Covec ryzyka na etapie przygotowania umowy o generalne wykonawstwo. Zamiast wklejać postanowienie o właściwości polskiego sądu do tekstu umowy należało odpowiedzieć sobie na kilka prostych pytań – np.  ile będzie kosztował wyrok polskiego sądu, ile potrwa jego uzyskanie, czy taki wyrok się nam do czegokolwiek przyda –  czy Covec ma jakikolwiek majątek w Polsce, z którego możemy przeprowadzić egzekucję, czy majątek jest wystarczający do pokrycia naszych roszczeń, czy polski wyrok można wykonać tam gdzie Covec ma majątek (czyli w Chinach)? Gdyby te pytania sobie zadano, oczywista byłaby odpowiedź – “właściwość polskiego sądu w umowie to kłopot na własne życzenie“.

Gdy już byłoby wiadomo, że polski sąd (i polskie prawo) zapewniają w istocie immunitet Covec, trzeba byłozastanowić się jaki sąd i jakie prawo wybrać (albo poprosić o radę kogoś mądrzejszego – bo ja wiem – dobrej firmy prawniczej w Chinach? rada kosztowałaby jakieś ułamki promila tych setek milionów złotych, których teraz GDDKiA zamierza honorowo, kosztownie i nieskutecznie dochodzić przed sądem). Wybór sprowadzał się tak naprawdę do alternatywy (i) chiński sąd i chińskie prawo, albo (ii) arbitraż i dowolne prawo.

Kryterium wyboru w przypadku sporu z chińskim podmiotem jest pytanie czy wystarczające dla ochrony naszych interesów jest możliwość uzyskania odszkodowania, czy możemy raczej potrzebować zabezpieczenia powództwa (np. zakaz działalności konkurencyjnej, zakaz korzystania z naszego know-how, zablokowanie wprowadzania towaru na rynek). W tym ostatnim przypadku bardziej efektywny będzie chiński sąd (postanowienia zabezpieczające sądów arbitrażowych, co do zasady, nie są w Chinach wykonywane). W przypadku GDDKiA interesem, który należało zabezpieczyć jest możliwość dochodzenia roszczenia odszkodowawczego. Postępowanie przez międzynarodowym sądem arbitrażowym byłoby korzystniejsze niż przed sądem chińskim (neutralne forum, wybór języka postępowania, większa przewidywalność wyniku). Chiny są stroną Konwencji Nowojorskiej i wykonywanie orzeczeń arbitrażowych (w odróżnieniu od zagranicznych wyroków sądowych) nie napotyka tam większych trudności.

Śmiem twierdzić, że prawnicy Covec przeprowadzili powyższą analizę i przyjeli propozycję właściwości polskiego sądu i polskiego prawa z zadowoleniem. Zapewnili sobie immunitet, pozostawiając otwarte drzwi do dochodzenia roszczeń wobec GDDKiA.

Co trzeba było zrobić w momencie, w którym GDDKiA zdecydowała o odstąpieniu od umowy z Covec?

Negocjować ugodę – dopłacić wykonawcy i pozwolić skończyć projekt, albo zwolnić z części kar umownych i rozwiązać umowę, albo chociaż wynegocjować lepszy dla GDDKiA sposób rozstrzygania sporu (np. formalna mediacja, a później arbitraż międzynarodowy). Urzędnicy, zamiast dbać o interes publiczny (setki milionów złotych publicznych pieniędzy) woleli zadbać o własny wizerunek – stanowczych profesjonalistów.

Przed nami jeszcze dużo zabawnych doniesień prasowych – już widzę te nagłówki. . . Trochę tylko szkoda tych milionów, które trzeba będzie jeszcze raz zapłacić za zbudowanie A2.

Chciałoby się zakończyć jakąś krzepiącą mądrością ludową, ale jedyne co mi przychodzi na myśl w kontekście sporu GDDKiA z Covec to ostatnia scena z niezapomnianego “Tajne przez poufne” braci Coenów – “Nie róbmy tego więcej. Żebym tylko wiedział co takiego zrobiliśmy. . .

 

Posted in any | Tagged , , , , | 2 Comments

Wywiad z Lucy Reed

 

Całkiem  ciekawy wywiad z jedną z “gwiazd” międzynarodowego arbitrażu –  Lucy Reed, partnera w nowojorskim biurze Freshfields ukazał się w kwietniowym numerze Harvard International Law Journal: Reed mówi o początkach swojego zainteresowania arbitrażem inwestycyjnym (pracowała w jednej z pierwszych praktyk w tej dziedzinie – firmie, która reprezentowała kilkadziesiąt zagranicznych przedsiębiorstw wywłaszczonych po rewolucji w Iranie w 1979 r.), doświadczeniach w negocjacjach z Koreą Płn. i doświadczeniem w arbitrażu inwestycyjnym. Nie jest to “must read”, ale przybliża czytelnikowi znaną postać w światku prawników zajmujących się prawem międzynarodowym.

Posted in any | Tagged , , | Comments Off on Wywiad z Lucy Reed