Tag Archives: chiński biznes

Transakcja w Chinach, a gdzie arbitraż? Singapur v. Hong Kong

Chiński projekt, zamykamy negocjacje, do ustalenia został wybór sądu arbitrażowego. Żeby nie komplikować, dygresję o tym dlaczego polski przedsiębiorca marzy o polskim sądzie, a jego chiński partner forsuje wybór sądu w swoim rodzinnym miasteczku (w przysłowiowym zachodnim Syczuanie) – i dlaczego są to pomysły kłopotliwe i niemądre, zostawmy na inną okazję.

Dzisiaj odpowiedź na sakramentalne pytanie: “to jaki arbitraż wybieramy mecenasie?” Chciałoby się z wdziękiem odpowiedzieć – “bierzmy Nowy Tomyśl, albo Kraków prezesie” (odpowiednio – Sąd Arbitrażowy przy Nowotomyskiej Izbie Gospodarczej, Sąd Polubowny przy Izbie Przemysłowo-Handlowej w Krakowie). Tyle fantazja, bo przecież nie wypada żartować z klientów, a z ich partnerów biznesowych to już zupełnie nie wypada.

Jeszcze dziesięć lat temu chińscy menedżerowie zgadzali się dość łatwo na arbitraż w Europie – np. cieszący się dobrą reputacją, sprawny i przystępny (koszty) sąd arbitrażowy w Sztokholmie. Szczególnie jeśli prowadzili jakieś międzynarodowe interesy. Wcześniej (do połowy lat dziewięćdziesiątych) królował chiński CIETAC (China International and Economic Trade Arbitration Commission – funkcjonująca od 1956), który był w praktyce obowiązkowym forum dla większości sporów dotyczących zagranicznych inwestycji w Chinach.

W ostatnich latach (3 – 4) coraz trudniej przekonać chińskiego partnera do arbitrażu (bądź sądu) w Europie. Zostajemy w praktyce z wyborem między arbitrażem w Chinach (CIETAC/BAC), Hongkongu (HKIAC) i Singapurze (SIAC) – jako wypadkową miejsc, na które jest skłonny zgodzić się nasz chiński partner i reputacji sądów arbitrażowych, którym można powierzyć przyszłość swojej firmy (na którą spór w przypadku większej transakcji, może mieć istotny wpływ). Propozycją, która automatycznie padnie ze strony Chińczyków jest arbitraż przed China International and Economic Trade Arbitration Commission (CIETAC) albi Beijing Arbitration Commission (BAC). Oba sądy są coraz popularniejsze – jakość arbitrażu w Chinach znacząco się poprawia i chińskie przedsiębiorstwa coraz agresywniej negocjują klauzule rozstrzygania sporów, domagając się wyboru chińskiego sądu arbitrażowego.

Po wstępnej eliminacji (polski/chiński sąd – arbitraż w Nowym Tomyślu/arbitraż ad hoc w Panzhihua, KIG/CIETAC) zostajemy z krótką listą sądów arbitrażowych w Azji/”Greater China”: HKIAC (the Hong Kong International Arbitration Centre) i SIAC (the Singapore International Arbitration Centre). Który z nich wybrać – Singapur czy Hongkong? Podstawowe kryterium wyboru (“nie zgadzaj się na arbitraż w miejscu, do którego bałbyś się pojechać na wakacje“) nie jest szczególnie pomocne, bo oba miasta są całkiem OK. Singapur nieco droższy i brzydszy niż Hong Kong, przy tym senny jak na metropolię, do której aspiruje. Turystycznie pewnie Hong Kong jest ciekawszy, choć z Singapuru łatwiej się wydostać na weekend nad rajską plażą. Trzeba zatem przyjrzeć się bliżej obu instytucjom arbitrażowym.

SIAC ma procedurę przypominającą sądy arbitrażowe w zachodniej Europie (jak ICC, LCIA i SCC), podczas gdy procedura przed HKIAC jest oparta na zasadach UNCITRAL (bliskich arbitrażowi ad hoc, zatem można się spodziewać minimalnego zaangażowania administracyjnego). Regulamin SIAC wydaje się mieć korzenie w kontynentalnym systemie prawnym (co jest zaskakujące, bo Singaupur to jurysdykcja common law). W praktyce wspomniane różnice nie będą istotne, choć być może polski prawnik (z doświadczeniem w krajowej litygacji) będzie się czuł bardziej komfortowo przed SIAC (więcej reguł proceduralnych), a prawnik z doświadczeniem bardziej transakcyjnym – przez HKIAC. Każdy międzynarodowy arbitraż łączy cechy procedury typowej dla common law i tradycji kontynentalnej, ale znacznie większy wpływ na styl postępowania ma skład orzekający w konkretnej sprawie (czyli wykształcenie i doświadczenie arbitrów).

W przypadku gdy umowa o arbitraż (klauzula arbitrażowa w umowie) nie określa liczebności składu orzekającego, zgodnie z regulaminem HKIAC domyślny jest skład trzyosobowy, a w SIAC – jednoosobowy, chyba że sekretarz SIAC wyznaczy trzyosobowy skład z uwagi na zawiłość sprawy, jej wartość lub inne szczególne względy. Wyznaczenie arbitrów przez sąd ma miejsce w obu instytucjach, gdy skład orzekający jest jednoosobowy, chyba że strony przewidziały w umowie inny sposób i faktycznie wyznaczyły arbitra samodzielnie, a także w przypadku trzyosobowego składu – gdy w określonym terminie strony nie wyznaczyły swoich arbitrów.

Jeśli chodzi o różnice w wyznaczaniu arbitrów, to w SIAC przewodniczącego składu arbitrów wyznacza sekretarz SIAC (w każdym przypadku), a w HKIAC wyznaczają go wspólnie dwaj arbitrzy nominowani przez strony, a jeśli nie są w stanie tego zrobić (porozumieć się co do osoby trzeciego arbitra) w ciągy 30 dni – wyznacza go sekretarz sądu. W regulaminie SIAC nie ma żadnej sformalizowanej procedury ograniczającej swobodne uznanie sądu, co do wyznaczenia arbitra/arbitrów (gdy strony nie porozumiały się w tej sprawie), podczas gdy w HKIAC sąd zobowiązany jest zaproponować stronom co najmniej trzech kandydatów, spośród których każda ze stron może wykluczyć jednego kandydata oraz wskazać preferowanego kandydata (kandydatów). Dopiero jeśli w ramach takiej procedury nie uda się wyznaczyć arbitra (arbitrów) HKIAC może wyznaczyć ich według swojego uznania.

Prawo weta – zgodnie z regulaminem SIAC, w przypadku gdy strony wyznaczyły arbitra (arbitrów), zgodnie z zasadami, które same wprowadziły w umowie o arbitraż (modyfikując tym samym regulamin SIAC) – wybór taki będzie skuteczny dopiero z chwilą zatwierdzenia przez SIAC. Regulamin HKIAC nie przewiduje takiej kompetencji sądu arbitrażowego. Oczywiście w obu przypadkach strony mogą kwestionować wyznaczenie arbitra, gdy pojawiają się wątpliwości co do bezstronności i niezależności.

Regulaminy obu sądów pozostawiają arbitrom znaczący margines swobody co do przebiegu pisemnego etapu postępowania, można jednak wskazać pewne różnice między nimi.  Regulamin SIAC wymaga aby pozwany złożył odpowiedź na pozew zawierającą m.in. uznanie albo odmowę uznania żądań strony powodowej oraz wskazanie żądań wzajemnych (wraz z krótkim uzasadnieniem tych ostatnich) w ciagu 14 dni od otrzymania noty o wszczęciu postępowania arbitrażowego (notice of arbitration); stanowi to wyraźne odzwierciedlenie kontynantalnej procedury cywilnej (identycznie jak w regulaminach ICC, LCIA oraz SCC). Ponadto, zgodnie z regulaminem SIAC powód zobowiązany jest doręczyć tzw. statement of case (popularniejszą nazwą jest statement of claim), czyli obszerne uzasadnienie roszczenia w ciągu 30 dni od ukonstyuowania się składu orzekającego (jakkolwiek powód może także dołączyć statement of case do zawiadomienia o wszczęciu arbitrażu / notice of arbitration).  Pozwany zobowiązany jest doręczyć odpowiedź na uzasadnienie roszczenia (statement of defence) w ciągu 30 dni od późniejszego z terminów – ukonstytuowania się składu orzekającego lub doręczenia przez powoda uzasadnienia roszczenia.  W HKIAC nie ma wymogu złożenia odpowiedzi (Response) na zawiadomienie o arbitrażu (Notice of Arbitration), a terminy na złożenie uzasadnienia roszczenia i odpowiedzi na nie są każdorazowo określane przez arbitrów (przy uwzględnieniu charakteru i zawiłości sprawy). Ponadto regulamin SIAC wymaga aby arbitrzy przygotowali z pomocą stron w ciągu 45 dni od złożenia przez strony pism (w praktyce ostatniego z pism, czyli odpowiedzi na uzasadnienie roszczenia) pisemne memorandum, które określa istotne dla sporu kwestie, które trybunał będzie musiał rozstrzygnąć. Memorandum takie podlega następnie zatwierdzeniu przez sekretarza SIAC. Wspomniany mechanizm ma za zadanie porządkować postępowanie i skracać jego czas. Regulamin HKIAC nie przewiduje analogicznej instytucji.

Regulamin SIAC wprowadza zobowiązanie do zachowania poufności o szerokim zakresie (w tym co do istnienia i treści wyroku), z wyjątkiem sytuacji w których ujawnienie informacji jest niezbędne do wykonania wyroku. Regulamin HKIAC wskazuje, że ujawnienie wyroku wymaga zgody obu stron, a domniemanie poufności co do przebiegu postępowania wynika z prawa obowiązującego w Hong Kongu (a zatem ma zastosowanie tylko w przypadku gdy miejscem arbitrażu jest Hong Kong). Potencjalnie może to prowadzić do zróżnicowania w zakresie ochrony poufności.

Regulamin SIAC wymaga aby skład orzekający przedstawił projekt wyroku arbitrażowego sekretarzowi SIAC do zatwierdzenia, w ciągu 45 dni od zamknięcia postępowania. Sekretarz może sugerować zmiany co do formy wyroku i jego uzasadnienia, jednak bez wpływania na treść rozstrzygnięcia. Regulamin HKIAC pozostawia wszelkie kwestie związane z wydaniem wroku w rękach arbitrów.

Koszty administaracyjne w obu instytucjach określane są na podstawie wartości przedmiotu sporu. Nieco wyższe są one w przypadku SIAC, co usprawiedliwia większe zaangażowanie instytucjonalne w postępowanie arbitrażowe, przy czym oba sądy są jednymi z tańszych w Azji. Dla porównania – w przypadku przedmiotu sporu o wartości 1 mln USD opłata administracyjna w HKIAC wyniesie 6.400 USD, w SIAC 9.900 USD (a w przypadku CIETAC aż 24.200 USD); różniaca jest jeszcze większa w przypadku, gdy wartość sporu jest wyższa – np. dla 10 mln USD będzie to odpowiednio 12.800 USD (HKIAC), 23.000 (SIAC) i 98.400 (CIETAC).

Wynagrodzenie arbitrów jest traktowane zupełnie różnie w obu sądach. HKIAC nie określa wynagrodzenia arbitrów, pozostawiając ich określenie arbitrom (zwykle przyjmowana jest stawka godzinowa). Regulamin SIAC przewiduje wynagrodzenie arbitrów jako ryczałt, określony z góry, stosownie do wartości przedmiotu sporu.

Posted in any | Tagged , , , | 1 Comment

Rządowa strategia Go China

Od lat dużo mówi się w Polsce o współpracy gospodarczej z Chinami i o doniosłej roli władz państwowych jej wsparciu. Inwestycje, Chiny, gospodarka, wzrost, eksport są odmieniane przez wszystkie przypadki. Zwykle w mniej lub bardziej kuriozalnym kontekście.

Weźmy pierwszy z brzegu materiał prasowy (3 listopada 2010, gazeta.pl): “Waldemar Pawlak i wiceminister handlu Chin Jiang Zengwei podpisali w Warszawie deklarację, która ma zacieśnić stosunki między obydwoma krajami.” – zaczyna się obiecująco, jak każde spotkanie na szczeblu rządowym, z definicji przełomowe w stosunkach polsko-chińskich. Dalej kilka złotych myśli o rozwoju stosunków handlowych, których nie powstydziłby się David Ricardo: “W ocenie wicepremiera dla przedsiębiorców z Chin atrakcyjne mogłoby być szerokotorowe połączenie kolejowe Polska – Chiny. – Przy takim połączeniu skraca się znacznie czas importu towarów z Chin w porównaniu z obecnym transportem morskim – powiedział. Dodał też, że polem do współpracy są też inwestycje drogowe. Chińczycy budują już jeden z odcinków autostrady A2, a w planach jest współpraca przy budowie szybkiej kolei w Polsce.”

Dziwię się, że autorzy rządowej “Strategii Go China“, ogłoszonej uroczyście w marcu 2012, zarzucili błyskotliwy pomysł budowy porządnych polskich torów kolejowych przez Syberię. Program Go China stanowi, jak objaśnia prasa “odpowiedź na chińską strategię Go Global“. Jak informuje wiceminister gospodarki (w Pulsie Biznesu i Gazecie Wyborczej) – “Kilka rządowych agend chce zaproponować wspólny program dla Chin. Po mocnym uderzeniu, jakim była ubiegłoroczna wizyta prezydenta, teraz zaproponujemy przedsiębiorcom dalsze wsparcie”. “Strategia” jest wspólnym projektem Ministerstwa Gospodarki, Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Prezes PAIIZ komentuje: “Widać, że Polska bierze się serio za Chiny. Partyzanckie próby rozmaitych instytucji zostaną zastąpione przez skoordynowane działanie”. (cyt. za Gazetą)

Tak zachęcony postanowiłem przyjrzeć się tej nowej jakości zastępującej dotychczasowe “partyzanckie próby”.

Na razie uruchomiona została strona internetowa gochina.gov.pl – na pierwszy rzut oka – kompendium praktycznej wiedzy o Chinach. Niestety zamieszczony tam materiał czyta się ze zdumieniem, przykrością i irytacją. Najoględniej ujmując jego wartość merytoryczna jest nikła.

Czego może dowiedzieć sie potencjalny polski inwestor o formach prowadzenia działalności w Chinach? Że dopuszczalne formy prowadzenia działalności to biuro przedstawicielskie, spółka joint venture, spółka z wyłącznym udziałem zagranicznym (nazwy źle przetłumaczone oczywiście), a ponadto, że możliwy jest zakup  udziałów w przedsiębiorstwie państwowym. Sporo błędów rzeczowych, plus pominięto ważny wehikuł (funkcjonujący na rynku już ósmy rok) – spółkę zarejestrowaną w Hongkongu.

Przy okazji biura przedstawicielskiego dowiadujemy się, że “nie posiada osobowości prawnej, nie ma zatem możliwości dochodzenia roszczeń przed sądem”. To oczywiście bzdura. Tak jakby twierdzić, że spółka brytyjska, której oddział wpisano do polskiego KRS nie może dochodzić roszczeń przed polskim sądem, bo nie ma osobowości prawnej.

Jeszcze ciekawszych rzeczy dowiemy się o spółkach JV – funkcjonują rzeczywiście dwa rodzaje, kontraktowa i kapitałowa. Jednak twierdzenie, że “zasadnicza różnica między tymi formami polega na podziale zysków oraz partycypacji w ponoszeniu ryzyka i strat. W przypadku spółki kontraktowej podział ten następuje zgodnie z zapisami kontraktu wiążącego obie strony. W przypadku spółki kapitałowej podział następuje w relacji do procentu zainwestowanego kapitału początkowego” prowadzi do wniosku, że twórcy Go China nie zadali sobie trudu przejrzenia przepisów, które komentują.
Dalej o spółkach JV – trafiamy na prawdziwy klejnocik polsko-chińskiej myśli prawniczej: “Dla porównania, cudzoziemcy zakładający kontraktowe joint venture (…). Posiadają oni także wybór i możliwość zakupu praw do statusu podmiotu.” Cóż to jest “wybór i możliwość zakupu praw do statusu podmiotu”…  nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.

Twórcom Go China nie udało się nawet proste z pozoru zadanie – skompletowanie linków do angielskich tłumaczeń chińskich przepisów na stronach ministerstwa gospodarki ChRL – MOFCOM (skądinąd warty polecenia serwis www.fdi.gov.cn – niestety rzadko aktualizowany). Niepotrzebnie pokuszono się o tłumaczenie nazw poszczególnych ustaw na polski (aż strach myśleć co by się działo gdyby całe akty prawne zostały w taki sposób przetłumaczone). W efekcie czytelnik przeciera oczy ze zdumienia: Company Law przetłumaczono jako “Ustawę o firmach“, Contract Law jako “Ustawę o Kontrakcie“, Law on Chinese-Foreign Equity Joint-Ventures jako “Ustawę o Chińsko-Zagranicznych Spółkach“, a Law on Chinese-Foreign Contractual Joint Ventures jako “Ustawę o Chińsko-Zagranicznych Kontraktowych Spółkach Joint-Venture“. (link)

Niestety pozostałe materiały dotyczące chińskiego prawa są równie niskiej jakości.

Chwytający za serce jest wstęp do materiału o ochronie własności intelektualnej: “Globalizacja sprzyja współpracy gospodarczej pomiędzy przedsiębiorcami mającymi swe siedziby w różnych państwach. Niewątpliwie współpraca ma wiele pozytywnych aspektów dla obu stron. Przykładowo polscy przedsiębiorcy mają możliwość inwestycji w Chinach, czy w innych krajach Dalekiego Wschodu, co umożliwia obniżenie kosztów produkcji towarów, a przez to zwiększenie ich konkurencyjności. Możliwości wymiany niestety wykorzystywane są również przez nieuczciwych handlowców, którzy niekiedy ignorując prawa własności intelektualnej, wytwarzają produkty bez stosownych licencji. Nie płacąc wynagrodzenia uprawnionym obniżają koszty produkcji, stając się znacznym zagrożeniem dla legalnie działających firm.” Pisanie naiwnym językiem “oczywistych oczywistości”…

Dalej jest coraz gorzej: początki IP w Chinach, to zdaniem Go China przystąpienie Chin do WTO w 2001. (“W okresie ostatnich dwóch dekad Chiny sukcesywnie rozwijały system ochrony prawa własności intelektualnej, wypełniając tym samym obowiązki wynikające z ich przystąpienia do WTO oraz tzw. umowy międzynarodowej TRIPS”). Nic bardziej mylnego – przełomowym momentem dla chińskiego IP było przystąpienie do Światowej Organizacji Własności Przemysłowej (WIPO) w 1980.

Co polski przedsiębiorca powinien wiedzieć o chińskim prawie autorskim, zdaniem twórców Go China? Niewiele…

“Chińskie prawo autorskie weszło w życie w październiku 2001 r. Prawa wynikające z prawa autorskiego, w przeciwieństwie do prawa patentowego oraz prawa znaków towarowych, nie wymagają rejestracji dla ich ochrony. Jednakże uprawnieni mogą zarejestrować je w Chińskiej Krajowej Administracji Prawa Autorskiego dla celów dowodowych. W Chinach programy komputerowe są chronione na podstawie prawa autorskiego.”

Zaczyna się mocno, bo od błędu rzeczowego: chińskie prawo autorskie weszło w życie w 1990, a w związku z przystąpieniem ChRL do WTO zostało znowelizowane w 2001. Pozostałe trzy zdania poruszają marginalne z punktu widzenia przedsiębiorcy kwestie – niespójności z konwencją berneńską (w praktyce nieszkodliwą) oraz ogólnikową informację o ochronie programów komputerowych (byłaby ona przydatna dla amerykańskiego, a nie polskiego czytelnika, bo w USA podstawowym instrumentem ochrony oprogramowania jest prawo patentowe, a nie autorskie – jak w Polsce i Chinach).
Dla przykładu jak powinno wyglądać opracowanie na ten temat (tutaj link – praktyczne, przeznaczone dla przedsiębiorców) – warto zajrzeć na strony programu Komisji Europejskiej adresowanego do europejskich przedsiębiorców. Okazuje się, że można o chińskim prawie autorskim napisać po polsku, przystępnym językiem, bez błędów merytorycznych. 
 
Po przejrzeniu strony internetowej programu Go China trudno o jakikolwiek poważny komentarz. Jest tak nieprofesjonalna, że całe przedsięwzięcie robi wrażenie sekretnej misji libertarian w   Ministerstwie Gospodarki. Rządowa agencja, którą chciał zlikwidować Rick Perry (jako dodatek do amerykańskich ministerstw handlu i edukacji), a której nazwy zapomniał – pewnie dlatego, że po polsku – to ewidentnie któraś z instytucji patronujących Go China.

Panie i Panowie, posłuchajmy raz jeszcze Ricka Perrego (któremu Ron Paul pomaga w dodawaniu na palcach):

Posted in any | Tagged , , , , | Comments Off on Rządowa strategia Go China

Seminarium – polski biznes w Chinach

Na początku grudnia prowadzę wspólnie z Bogdanem Zemankiem z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ (był m.in. pierwszym dyrektorem Instytutu Konfucjusza w Krakowie) seminarium dla polskich firm działających na chińskim rynku.

Wspólnie z Bogdanem napisałem kilka lat temu artykuł na temat statusu Tajwanu – mnie ten problem przed laty interesował od strony prawnej (Republika Chińska/ROC i Chińska Republika Ludowa/PRC roszczące sobie wyłączność, czy dwa różne państwa?), a BZ – od strony życia politycznego na Tajwanie (gdzie studiował). Artykułu nie znalazłem w Internecie, ale na dowód, że istnieje – link do spisu treści Acta Asiatica Varsoviensia.

Nasze równoległe zainteresowanie Chinami zaczęło się jednak dużo wcześniej – od pierwszego w Krakowie lektoratu języka chińskiego w latach 90-tych (wczesnych, oj wczesnych), na który się obaj zapisaliśmy na pierwszym roku studiów – Bogdan psychologii, a ja – prawa. Potem w tym samym czasie wyjechaliśmy na studia do Chin. Uczelnię wybraliśmy nie zwracając uwagi na kryteria akademickie, ale biorąc pod uwagę pogodę, atrakcje turystyczne w okolicy i ogrzewanie w akademiku (na południe od Jangcy ogrzewania nie ma w standardzie, i w zimie trudno było wysiedzieć w nieogrzewanej bibliotece). Jednak prowincjonalny i zaledwie stuletni uniwersytet w zachodnich Chinach nie ustępuje w rankingach  polskiej czołówce.

Wracając do tematu seminarium:

W mediach i publikacjach biznesowych dostępnych w Polsce panuje przedstawianie Chin w sposób powierzchowny – jako pomnik starożytnej cywilizacji (negocjujemy z potomkami Konfucjusza), jako politycznego hegemona oraz gospodarkę o bezprecedensowej historii i potencjale. Opis tyleż poprawny, co zupełnie nieprzydatny dla przedsiębiorcy (który chciałby wiedzieć co robić, gdy Chińczycy zamiast finalizować umowę organizują całodniowe zwiedzanie fabryki).

Szkolenia dotyczące chińskiego rynku, które są dostępne w Polsce (czy po prostu po polsku – geografia jest tu drugorzędna) powielają ten powierzchowny charakter, skupiając na Konfucjuszu, Deng Xiao Pingu oraz chińskim savoir vivre (ten ostatni jest istotny, ale nie najważniejszy w kontekście projektów biznesowych w Chinach – w końcu wznoszenia toastów nauczymy się na miejscu, całowanie kobiet w rękę odchodzi w niepamięć również w Polsce, a wizytówkę… można podać jedną ręką i Chińczycy nie zerwą negocjacji) oraz i metaforycznych koncepcjach mianzi i guanxi (jeśli nie wiesz co to jest, najwyraźniej nie jest Ci to do niczego potrzebne).

Wychodząc od oczywistej obserwacji, że skoro znacząca część zagranicznych inwestycji w Chinach kończy się fiaskiem i dzieje się tak niezależnie od doświadczenia i skucesów inwestora na innych rynkach, to Chiny są dla cudzoziemców trudnym rynkiem z uwagi na jakąś konkretną, specyficzną właściwość. Sięgając własnych doświadczeń w Chinach doszliśmy do wniosku, że tym co wyróżnia Chiny na tle innych rynków wschodzących jest szczególnie wyrazista obcość (bariera kulturowa, prawna i językowa) i niepewność reguł gry (zmienność warunków). W Chinach nie bardzo wiadomo czego się spodziewać i do jakich wartości się odnosić (możliwości jest kilka – tradycja, prawo, nowoczesna/zachodnia etyka biznesowa).

Naszym pomysłem na seminarium jest skupienie się na tych dwóch aspektach działalności w Chinach – negocjowaniu z chińskim partnerem i chińskim prawie.

Pierwsze zagadnienie wiąże się z nieuchronnym konfliktem oczekiwań (celem polskich negocjatorów jest sprawne określenie czytelnych i korzystnych warunków transakcji oraz ich zabezpieczenie, podczas gdy chińskiej stronie negocjacje służą poznaniu i ocenie wiarygodności potencjalnego partnera) oraz trudnościami komunikacyjnymi (chińskie taktyki negocjacyjne są nieczytelne, mylące i irytujące).

Drugi temat, czyli chińskie prawo kusi do teoretycznych dywagacji (choćby na temat konfliktu między koncepcją prawa jako instrumentu wolnego rynku i jego nowoczesną powierzchownością, a brakiem gwarancji praworządości i pewności prawa oraz historycznego kontekstu). Takiej pokusie należy się naszym zdaniem oprzeć (zachęcam oczywiście do sięgnięcia po literaturę akademicką – bardzo polecam książke Randalla Peerenbooma “China’s Long March toward Rule of Law”) – przedstawimy chiński system prawny z „lotu ptaka”,  a skupimy się na czterech  najistotniejszych dla zagranicznego przedsiębiorcy kwestiach: (i) w jakiej formie prowadzić działalność (rejestracja i zarządzanie spółką), (ii) jak strukturyzować i redagować umowy, (iii) spory z chińskimi partnerami, (iv) ryzyka prawne w typowych transakcjach (czyli po prostu jakich błędów trzeba się wystrzegać). A to wszystko najlepjej na przykładach.

W każdym razie – zapraszamy 😉

 

 

Posted in any | Tagged , , , , , , | Comments Off on Seminarium – polski biznes w Chinach