Category Archives: spory

Arbitrażowe porażki

Miłe początki

Każda z historii zaczyna się mniej więcej tak samo. Od sukcesu: mamy kontrakt, na który firma liczyła od lat. Z wietnamskim  wojskiem na dostawę czołgów, z chińskim kooperantem na produkcję urządzeń na naszej licencji, z nigeryjską spółką wydobywczą na dostawę ropy. Podpisaliśmy list intencyjny. Parametry umowy są świetne. Zarząd wniebowzięty – będzie raport bieżący na giełdę albo audiencja w Ministerstwie Skarbu. Dla nas premia, może awans, a przynajmniej długie wakacje. Wystarczy wynegocjować umowę, no ale z tym nie będzie problemu, bo wszystko mamy uzgodnione w liście intencyjnym. . .

Minęły trzy tygodnie

Negocjujemy umowę, codziennie e-maile i telekonferencje, narady w dziale handlowym, technicznym i prawnym. Z listu intencyjnego wyszło 70 stron umowy, plus drugie tyle załączników. To przez prawników, no ale trudno. Pracujemy na wersji czternastej, z uwagami naszych prawników, do uwag ich prawników do wcześniejszych uwag naszych prawników, do ich projektu umowy. Trudno się w tym połapać.

Mijają dwa miesiące

Umowa podpisana wczoraj w nocy. Ostatnie dni negocjacji bardzo ciężkie, nasza delegacja u kontrahenta. Najtrudniejsze były kwestie handlowe, staraliśmy się wszyscy nie marnować czasu na mniej istotne kwestie. Na szczęście wszystko się udało uzgodnić i projekt zakończony sukcesem.

Rok później

Scenariusz 1: Wietnamczycy nie chcą płacić i jeszcze żądają astronomicznego odszkodowania. Faktycznie, jeden z naszych czołgów się zepsuł podczas defilady na święto niepodległości. Ale to przecież psuje się elektronika, którą kupili od Szwedów, przez nas tylko była montowana. Trzeba będzie ich pozwać, całe szczęście, że arbitraż mamy w Europie.

Scenariusz 2: Jakość i terminy bez zarzuty, ale gdy chcieliśmy zwiększyć ilości powiedzieli, że nie mają mocy przerobowych w fabryce. Okazuje się, że korzystając z naszej dokumentacji produkują drugie tyle i sprzedają importerom w Czechach i na Ukrainie, co by się zgadzało bo nam tam spadła sprzedaż. Rozmowy nic nie dały, ale mamy wszystko udokumentowane, więc ich pozywamy. Mamy w umowie prawo polskie i arbitraż w Warszawie, więc nie będzie problemów.

Scenariusz 3: Spóźniają się z dostawami, ropa zanieczyszczona siarką ponad dopuszczalne normy, dawno byśmy rozwiązali umowę, ale w międzyczasie ceny wzrosły 30%, więc mocno byśmy stracili. Powinni nam zapłacić za przestoje i dodatkowe koszty w związku z zasiarczeniem, ale odmawiają. Na szczęście możemy ich pozwać przed sądem w Gdyni.

Dwa lata później

Scenariusz 1: Najpierw przekonywaliśmy sąd arbitrażowy przy Izbie Przemysłowo – Handlowej w Genewie, że „międzynarodowy sąd w Genewie” z naszej umowy to ich sąd, no bo przecież nie ma innego w Genewie. Sąd się zgodził z nami, chociaż Wietnamczycy twierdzili, że klauzula nieważna i możemy ich pozywać w Wietnamie. Zatrudniliśmy świetnych prawników w Genewie, więc wszystko poszło sprawnie – wyrok korzystny dla nas. Mają  nam zapłacić 30 milionów USD z odsetkami.

Tymczasem Wietnamczycy pozwali nas przed sądem w Genewie o unieważnienie wyroku arbitrażowego. Argumentują, że klauzula była nieważna. Prawnicy  mówią, że mamy spore szanse, ale czekają nas jeszcze 2 -3 lata procesu przed sądami w Szwajcarii, a potem jeszcze raz to samo w Wietnamie, gdy będziemy starali się o wyegzekwowanie wyroku. Doradzają ugodę, ale Wietnamczycy nie chcą zapłacić więcej niż dwa miliony. Pół biedy ze stratami, przeżylibyśmy te 30 milionów, ale jak się giełdowy dowie. . .

Scenariusz 2: Zaczynało się obiecująco – ledwie dwie rozprawy i arbitrzy wydali postanowienie zabezpieczające, czyli zakazali Chińczykom produkcji do czasu finalnego rozstrzygnięcia sporu. Niestety Chińczycy nic sobie z tego nie robią, więc wynajęliśmy prawników w Chinach, żeby to postanowienie wyegzekwować, ale chiński sąd nam odmówił. Prawnicy mówią, że w Chinach można wykonać tylko ostateczny wyrok arbitrażowy, ale to jeszcze trochę czasu zajmie. Nie możemy ich pozwać przed chińskim sądem, bo mamy w umowie ten nieszczęsny arbitraż, więc brniemy dalej. Na razie sprzedaż na Ukrainie i w Rosji spadła nam do zera, Czechy, Węgry i Polskę uratowaliśmy dzięki celnikom, którzy zatrzymują im piracki import.

Scenariusz 3: Wygraliśmy w sądzie, chociaż nie było na początku łatwo z doręczeniami, bo Nigeryjczycy nie chcieli podać adresu w Polsce. Powinni nam obniżyć cenę o 8%, co w sumie daje kilkanaście milionów dolarów. Niestety nic sobie nie robią z naszego wyroku; mają bezczelnych prawników w Londynie, którzy mówią, że się go nie da wyegzekwować, bo Polska z Nigerią nie mają umowy o uznawaniu orzeczeń. I jeszcze słyszymy, że nikt nam już ropy w Nigerii nie sprzeda.

Każdego z powyższych problemów można było uniknąć. . .

W pierwszym przypadku wystarczyło poprawnie wskazać istniejący sąd arbitrażowy. Wietnam jest stroną Konwencji Nowojorskiej i wyegzekwowanie zasądzonego roszczenia pieniężnego byłoby standardowym, wykonalnym zadaniem.

W drugim przypadku należało zrezygnować z klauzuli arbitrażowej i wskazać jako właściwy do rozstrzygania sporów sąd chiński. Przeprowadzenie prostej analizy ryzyka wynikającego z umowy wskazuje, że najbardziej niebezpieczne dla polskiej firmy była utrata kontroli nad know-how i dokumentacją techniczną (dokładnie to co się wydarzyło). Arbitraż nie zapewniał odpowiedniej ochrony, ze względu na chińskie przepisy procedury cywilnej odnoszące się do wykonywania orzeczeń arbitrażowych.

W trzecim – trzeba było wybrać międzynarodowy arbitraż przed uznaną instytucją, a przynajmniej w kraju będącym stroną Konwencji Nowojorskiej (np. w Polsce). Stroną tej Konwencji jest też Nigeria i nie byłoby przeszkód w uznaniu i wykonaniu wyroku arbitrażowego, w tym egzekucji z majątku spółki w Nigerii.

Dlatego tak ważne jest zidentyfikowanie potencjalnych problemów związanych z międzynarodowym sporem handlowym.

Już na etapie negocjowania wstępnych warunków umowy, zanim powstanie projekt listu intencyjnego, powinieneś przeanalizować ryzyka wynikające z niedotrzymaniem jej postanowień. Zarówno przez partnera, jak i przez siebie – i na podstawie takiej analizy wybrać optymalny dla siebie sposób rozwiązywania sporów.

Łatwo, szybki i pewnie? A może wręcz przeciwnie – wygodniejszy dla Ciebie będzie długi, drogi i usłany trudnościami proces? Musisz zastanowić się nad różnymi wariantami rozwoju sytuacji.

Posted in arbitraż, spory | Tagged | Comments Off on Arbitrażowe porażki

Deadlock w chińskiej JV – c.d.

Paraliż decyzyjny rady dyrektorów to bardzo niebezpieczny moment dla spółki joint venture, choć wpisany w jej charakter (równowaga głosów w radzie dyrektorów i wśród wspólników). Gdy dyrektorzy reprezentujący wspólników nie są w stanie dojść do porozumienia w istotnych kwestiach, żadna ze stron nie jest w stanie uzyskać większości – równowaga głosów zakłada konieczność jednomyślności. Jeśli taki stan jest trwały, to jedynym sensownym rozwiązaniem jest likwidacja spółki, albo przejęcie kontroli operacyjnej i właścicielskiej przez jednego z partnerów.

W chińskim kontekście pojawia się często kolejny problem – związanie zagranicznego inwestora w dysfunkcyjnej spółce JV ma za zadanie uniemożliwić mu ponowne, samodzielne wejście na chiński rynek. Dodajmy do tego brak określonej w umowie ścieżki rozwiązania joint venture i nagle mamy do czynienia z problemem znacznie większym niż kilka miesięcy i trochę zainwestowanych środków w nieudaną spółkę – zagraniczny przedsiębiorca musi ustąpić, albo wycofać się z Chin. Byłem świadkiem bardzo przykrych sytuacji, gdzie polski inwestor był zmuszony zapłacić kwotę wielokrotnie przekraczającą wartość spółki (i dotychczas zainwestowane środki), by skłonić partnera do rozwiązania spółki joint venture – po prostu nie było innego, praktycznego wyjścia z patowej sytuacji.

Dlatego tak ważna jest opcja wyjścia – własnego lub wymuszenia wyjścia ze spółki lokalnego partnera.

Projektując odpowiedni mechanizm należy się zawczasu zastanowić nad tym czy w przyszłości będzie się nam raczej opłacało budować swoją obecność w Chinach jeszcze raz, czy też korzystniejsze będzie utrzymanie stworzonej już struktury (środków trwałych, bazy klientów lub dostawców, pracowników etc.). Jeśli jesteśmy w stanie to przewidzieć, problem paraliżu decyzyjnego można rozwiązać stosunkowo prosto – opcją call lub put (w zależności od tego czy będziemy chcieli przejąć kontrolę nad spółką, czy z niej wyjść) – czyli uprawnieniem do zażądania od drugiej strony sprzedaży ich udziałów bądź kupienia naszych, po cenie określonej na podstawie przewidzianej w umowie formuły.

Oczywiście często nie sposób przewidzieć w jakiej sytuacji się znajdziemy (choćby – czy będzie nas stać na zapłacenie za udziały drugiej strony)  – wówczas należy zadbać o wprowadzenie do umowy joint venture odpowiednio elastycznego mechanizmu.

Najpopularniejszym mechanizmem stosowanym w spółkach JV (czy w innych przedsięwzięciach, gdzie głosy partnerów pozostają w równowadze) jest „rosyjska ruletka”.

Rosyjska ruletka sprowadza się do prostego scenariusza: jedna ze stron (ta, która sygnalizuje potrzebę wyjścia z pata decyzyjnego) składa drugiej ofertę kupna udziałów tej drugiej strony wraz z ceną, druga strona może wówczas za wskazaną cenę sprzedać swoje udziały albo kupić udziały strony składającej ofertę.

Metoda jest prosta i skuteczna, ale jej wadą jest oddanie przewagi aktywnemu wspólnikowi (temu, który wszczyna procedurę), który jednostronnie określa cenę, a także dokonanie wyceny udziałów i wyczucia zamiarów drugiej strony.

Kolejnym mechanizmem jest „teksański poker” (Texas shoot-out), polegający na tym, że każdy z partnerów składa drugiemu ofertę (w zamkniętej kopercie), w której określa cenę za jaką jest gotowy kupić udziały drugiego partnera. Oferty zostają jednocześnie otwarte i wyższa z nich wygrywa – i wygrywający kupuje udziały przegrywającego i przejmuje kontrolę nad spółką JV.

Przykładowo: A i B mają równe udziały w spółce (50/50), gdzie wartość księgowa przedsiębiorstwa to 20 mln RMB. A decyduje się na zakończenie współpracy w związku z konfliktem z B; zgodnie z umową JV zastosowanie ma klauzula „teksański poker”. A składa ofertę sprzedaży swoich udziałów B za 8 mln RMB. Teraz B musi zdecydować czy zaakceptować ofertę (i kupić udziały A), czy ją odrzucić (i sprzedać swoje udziały za tą samą kwotę – 8 mln RMB). W każdym przypadku jeden z partnerów przejmuje spółkę i może bez przeszkód nią zarządzać.

Metoda jest bardziej zniuansowana niż rosyjska ruletka – pierwszy ruch należy nie do tego z partnerów, który jest aktywniejszy/bardziej agresywny, ale do tego, który jest bardziej znużony sporem i skłonny ustąpić ze spółki. Metoda ta zapobiega windowaniu ceny za udziały – jeśli cena z oferty będzie zbyt wysoka, partner składający ofertę musi się liczyć z jej odrzuceniem przez drugą stronę, co w konsekwencji oznacza, że sam będzie musiał kupić udziały drugiej strony, za proponowaną przez siebie cenę.

Rzadziej spotykana jest „aukcja holenderska” („Dutch auction”) albo „meksykański poker” („Mexican shoot-out”) – wariacja teksańskiego pokera. Polega ona na tym, że strony składają zapieczętowane oferty z minimalną ceną, za którą są skłonne sprzedać swoje 50% w spółce. Ten kto złożył ofertę z niższą ceną „przegrywa” i musi sprzedać swoje udziały za cenę wskazaną w swojej ofercie.

Zastosowanie którejś z powyższych metod wymaga określenia w umowie kluczowych kwestii dla funkcjonowania spółki, przy których brak porozumienia stron pozwala na zastosowanie jednego ze wspomnianych mechanizmów. Jeśli nie ograniczymy się do fundamentalnych dla spółki kwestii, ryzykujemy

Dalej, należy przewidzieć warunki uznania paraliżu decyzyjnego za trwały – np. wskazując, że dopiero po kilku kolejnych spotkaniach rady, które nie przyniosą pożądanej decyzji, można mówić o paraliżu rady. Zwykle są to dwa – trzy spotkania rady w ciągu kilku tygodni, niekiedy z udziałem mediatora. Pozwala to stronom „ochłonąć” i podjąć próbę polubownego rozstrzygnięcia konfliktu zanim dojdzie do próby sił w przejęciu spółki.

Posted in Chiny, M&A, rynki wschodzące, spory | Tagged , , , , | Comments Off on Deadlock w chińskiej JV – c.d.